Całość do lodówki włożyłam koło 16. O 19 chciałam podać. Okazało się, że warstwa pierwsza jest taka, jak przed schłodzeniem. Załamałam się, stwierdziłam, że się nie stężeje i w ogóle porażka. Musiałam podać w takim stanie, bo babcia chciała spróbować, a zaraz wychodziła, więc nie było rady. Dostali takie "rozjechane". Poziom mojego załamania sięgnął zenitu.
Ale! Po kolejnych 3 godzinach dolna warstwa zaczęła być twardsza! Euforia, nie jest ze mną tak źle.
Jednak jeśli chcecie podać coś w formie galaretowatej i to szybko, nie dodawajcie czerwonej porzeczki. (Chociaż może to tylko ja tego nie wiedziałam?)
W każdym razie tu jest przepis, jakby ktoś też chciał poulepszać.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz