Jak obiecałam, dodaję zdjęcia deseru i przepis:
Oczywiście musiałam zrobić po swojemu, bo jakby inaczej. Do górnej warstwy dodałam trochę skórki z cytryny, żeby było mniej słodko i suszoną żurawinę. W brązowej znalazło się dodatkowo parę kawałków gorzkiej czekolady i (to był błąd) dodałam trochę kakao.Niestety ono się wytrąciło i stąd powstała kolejna, najciemniejsza warstwa. Ale uczymy się na błędach - drugi raz tego nie zrobię.
Deser byłby stanowczo za słodki, gdyby nie musik u góry. Powstał z żurawiny (która bardzo często się u mnie pojawia i tu dziękuję mojej babci, bo tylko ona mi jest w stanie ją załatwić), soku z cytryny, paru łyżeczek cukru i paru łyżeczek babcinego dżemu malinowego. Także samo zdrowie!
Oczywiście nie mówiłam o czekoladzie ;).
Teraz przygotowuję się do kolejnego lodówkowego "wypieku". Podzielę się, jak będzie.
Jak na razie życzę Wam, żeby dzisiaj świeciło słoneczko tak, jak robi to teraz.
A ja udam się do szufladki zwanej prezentacja z polskiego i poudaję, że się uczę. Może w końcu się uda!
A zdjęcia średnie, bo robione w pośpiechu, więc tylko 3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz